Zaburzenia odżywiania takie jak anoreksja czy bulimia są ogromnym problemem dzisiejszych czasów. Coraz więcej młodych ludzi (nie tylko dziewcząt, ale też chłopców) choruje i zdaje się, że możemy niewiele zrobić, żeby ten proces zatrzymać. Dziewczęta widzą w lustrze inny obraz siebie, niż powinny i pragną dążyć do szczupłej sylwetki za wszelką cenę. Mnie samą dotknął ten problem, kiedy byłam nastolatką. Zawsze byłam trochę przy sobie, ale kiedy byłam dzieckiem zupełnie mi to nie przeszkadzało. Problem pojawił się dopiero wtedy, kiedy poszłam do gimnazjum, gdzie byłam wyśmiewana przez rówieśników. Postanowiłam sobie wtedy, że schudnę i to tak schudnę, że im wszystkim szczęka opadnie. Wtedy pojawiła się anoreksja. Odmawiałam wszelkiego jedzenia, a kiedy już zdarzyło mi się coś przekąsić, musiałam od razu iść spalić wszystkie kalorie. Nie potrafiłam inaczej, bo czułam się tak, jakbym ważyła milion kilogramów, a jedzenie sprawiało, że byłam jeszcze grubsza. Oczywiście tak nie było, bo byłam wtedy bardzo szczupła. Widzieli to wszyscy w moim otoczeniu, oprócz mnie. Jadłam wtedy jakieś trzysta kalorii dziennie i wykonywałam po dwa treningi każdego dnia. Rano musiałam iść pobiegać przez godzinę. Wstawałam więc o piątej rano, żeby o szóstej być już po bieganiu i móc szykować się do szkoły. Na śniadanie jadłam zwykle jabłko albo kilka migdałów. Potem szłam do szkoły, gdzie nie mogłam się na niczym skupić. Kiedy wracałam do domu jadłam jakieś warzywa na obiad i szłam na siłownię, gdzie spędzałam kolejne trzy albo cztery godziny. W najgorszym momencie mojej choroby ważyłam trzydzieści dwa kilo i wyglądałam jak sama skóra i kości. Zostałam wtedy zabrana do szpitala, bo zemdlałam na siłowni. Karmiono mnie przez rurkę i zapisano do centrum leczenia zaburzeń odżywiania. Byłam tam przed sześć miesięcy i muszę przyznać, że bardzo mi pomogli. Nie mogę powiedzieć, że jestem już w stu procentach zdrowa, ale na pewno jest lepiej. Czuję, że jeśli będę kontynuować terapię, uda mi się z tego wyjść.